Waga... zgadnijcie... stoi franca dalej.
Dziś upał, nie upał, dałam do pieca :)
Przypomniało mi się, że mam Edmunda i apke Vitalii sobie zainstalowałam z rana
nie wiem na ile wiarygodne te wskazania, bo zapomniałam wyłączyć aplikacje, jak wsiadałam do windy ;) prędkości na pewno przekłamane, ale dystans i trasa sie zgadza ;)
Od rana standardowo, owsianka na jogurcie z owocami, potem też owocowo. Na obiad mięso z indyka z grzybami i kaszą. Miało być z ryżem, ale brązowego nie lubię, to wrzuciłam kasze gryczaną
potem znów owocowo, koktajlowo :) i kolacja wypas, ale ciiii
Robiłam rodzince dziś ryż na mleku ze śmietaną i cynamonem, ummm, taki biały, normalny, co go wieki całe nie jadłam, a uwielbiam. I niby tak przypadkiem ;) ugotowałam więcej, więc zostało.. dla mnie na kolacje :) A niech tam, najwyżej jak to zwykle po takim daniu, waga pójdzie jutro w górę, przeżyję. Ale co pojem, to moje. W ogóle wydaje mi się, że przy takiej sporej aktywności, jak moja ostatnio, to ja mam za małą kaloryczność diety, dlatego waga stoi. 1600kcal, to na przeżycie, a gdzie na ruch? Poza tym przeważnie jem owoce i jedno konkretne danie na dzień.
============================
Gadżet na dziś, to podajnik wykałaczek :)
śliczny i praktyczny :)