Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 77.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 maja 2017 , Komentarze (19)

Pisałam ostatnio o specyfikach ułatwiających odchudzanie... w moim przypadku, jak się okazuje, nie dość że nie wspomagają odchudzania, to jeszcze powodują tycie. Do takich wniosków doszłam, bo nie ma innego wytłumaczenia. Zmniejszyłam ilość kalorii z 2000 do 1600, ruch na przyzwoitym poziomie i zamiast chudnąć, waga szła w górę. Jedyną przyczyną mogła być zażywana pokrzywa indyjska i kupiony niedawno Bromelain. No więc odstawiłam wczoraj cud specyfiki i... spadek wagi z dnia na dzień o cały kilogram, wow. Zwłaszcza, że pozwoliłam sobie na solidny kawał ciasta, to spadek wagi tym bardziej zaskakujący.

Tak więc ostrożnie z tymi cudami na odchudzanie, bo to chyba jednak nie tędy droga. Przynajmniej w moim wypadku, nie tędy. Szkoda, że po nich tyje, bo mają podobno inne cenne właściwości, ech.

12 maja 2017 , Komentarze (14)

Trochę mnie się więcej zrobiło, a to wszystko przez nieliczenie kalorii.Tragedii nie ma, ale pierwszego lipca idę na wesele, więc najwyższa pora znów się wylaszczyć na maksa :) Od wczoraj wszystko co do japy wkładam jest wliczane w bilans, a ten niestety ma niewiele ponad 1600kcal. Nie to, żebym była głodna, ale trochę się muszę nakombinować, żeby się i kalorie i BTW zgadzało.

Wczoraj w bilansie była nawet duża jogobella light i zostało mi prawie 200kcal niewykorzystanych. Dziś troszkę przekroczyłam bilans, ale był za to długi spacer i rowerek stacjonarny. Na wadze od wczoraj pół kilo mniej. Jutro w planach pizza z batata, na kolacje syn męczy o tatar, więc znów sie nakombinuje jak koń pod górę, żeby się wszystko kalorycznie zgadzało. Dobrze, że warzyw teraz pod dostatkiem, to jest się czym zapchać i kalorii nie dostarczyć ;)

I sprawdzian mojej silnej woli mi się trafił dziś. Syn w dobrej wierze kupił mi cztery mini ciasteczka, bo mi się wyrwało, że tiramisu bym zjadła. Trochę mu było przykro, że odmówiłam zjedzenia tych słodkości, ale jak dieta na maksa, to nie ma przebacz. Nie wiem jak długo wytrzymam w tym kolejnym odwyku od cukru, ale staram się jak mogę.

Kiecka na wesele jeszcze nie kupiona, to i do konkretnego rozmiaru nie ma co się dopasowywać ;) Tak się usprawiedliwiam sama przed sobą, jakby mi się przypadkiem nie udało wylaszczyć :)

7 maja 2017 , Komentarze (17)

Czego innego szukałam, co innego znalazłam. Przeszukiwałam internetową aptekę w poszukiwaniu czegoś dla syna na zatoki i wpadłam przypadkiem na preparat i na zatoki i przy okazji na wspomaganie odchudzania;) Jako, że zasadnicze odchudzanie mam poza sobą, nie stawiam akurat na ten efekt, bo raczej nigdy go w moim przypadku nie ma po zastosowaniu takich specyfików, ale czemu by nie. Zwłaszcza, że poza działaniem na zatoki i odchudzanie, działa też na wzmocnienie żył, co jest dla mnie w tej chwili priorytetem. Już mówię co to za cudo ;)

"Bromelaina-

skutecznie zmniejsza ból i opuchliznę, zmniejsza ryzyko zakrzepicy i choroby wieńcowej, a także zapobiega zwężeniu tętnic, przynosi ulgę w zapaleniu zatok, dzięki właściwościom przeciwzapalnym może być bardzo skutecznym środkiem na reumatoidalne zapalenie stawów, hamuje apetyt"

I przypomniało mi sie o innym suplemencie, który kiedyś kupiłam, żeby nie zatrzymywać wody. A że obrzęki towarzyszą mi niezmiennie od jakiegoś czasu, wczytałam się w ulotkę i:

postanowiłam na stałe włączyć i to cudo wielofunkcyjne :)

"Wskazania

W celu usunięcia wody z organizmu wraz z toksynami np. u kobiet stosujących antykoncepcję lub z zaburzeniami hormonalnymi, u osób mało aktywnych fizycznie i z niezdrową dietą. Wspomagająco przy odchudzaniu, w celu usunięcia cellulitu wodnego, przyspiesza detoksyfikację organizmu"

28 kwietnia 2017 , Komentarze (15)

Mam swoją hipotezę dotyczącą ostatniego cukrowego ciągu.To nie działo się ot tak, bo kocham słodkie, to się działo bo organizm się domagał z konkretnego powodu. Według mnie to mechanizm zależny od poziomu hormonów. Niejednej z nas włącza się "odkurzacz" krótko przed @.

Śpieszę wyjaśnić... od dłuższego czasu zmagam się z menopauzą, z upierdliwymi uderzeniami gorąca, które starałam się zniwelować za pomocą suplementów. Co tam suplement, przecież to nie lek. Co tam, że producent zaleca jedną tabletkę, przecież krzywdy nie zrobią mi dwie. I tak sobie brałam podwójną dawkę długi czas, żeby te paskudne uderzenia gorąca się nie pojawiały, żeby lepiej się spało i lepiej funkcjonowało.

Jak się okazało przedawkowałam ten niby niewinny tylko suplement. Prawdopodobnie poziom estrogenów poszybował pod niebo, co nie tyle zlikwidowało uderzenia gorąca, co wpędziło mnie w poważna chorobę. Zmagam się z zapaleniem żył, jak po solidnej dawce pigułek antykoncepcyjnych. Żylaki się tworzą na potęgę,, żyłki pękają, siniaki się mnożą, nogi bolą i puchną, ani stać, ani siedzieć, ani leżeć.

Po odstawieniu tego cud suplementu, oczywiście ochota na słodkie jakoś sama z siebie przeszła, gorzej z moimi żyłami. Tu na razie niewiele lepiej i diagnostyka w toku. 

To taki post w sumie ku przestrodze, żeby uważać z suplementami. I żeby się zagłębić w siebie, bo to że kochamy słodkie nie musi być jedynym powodem, że po nie sięgamy.

8 kwietnia 2017 , Komentarze (15)

Zrobiłam założenie, że jak ciacho z kremem, to tylko raz w tygodniu i drugie, że wytrzymam do świąt w tym niesłodkim stanie. Wczoraj złamałam się i zaszłam do cukierni gdzie z premedytacja kupiłam trzy tortowe ciastka.To był ósmy dzień postu, więc nie jest źle, wywiązałam się przynajmniej z jednego założenia. 

Usprawiedliwieniem niech będzie stres. Byłam totalnie znerwicowana ostatnio, za sprawą operacji mojego pieska i chyba musiałam sobie zrekompensować te nerwy. 

Oczywiście dieta w ciastkowym dniu jest mocno warzywna i białkowa, żeby bilans się mniej więcej zgadzał.

Dziś na wadze, bach, pół kilo mniej ;) Nie wiem, czy za sprawą stresu, czy impulsu w postaci ciastek, najważniejsze że jest spadek :)

Pies czuje się dobrze, pomyka na trzech łapkach, jak gdyby mu ta czwarta była zbędna, gorączki nie ma, rana goi się dobrze. Uff. 

5 kwietnia 2017 , Komentarze (26)

Kolejny dzień zmagań ze słodyczoholizmem. 

Dziś była faza na jakże zdrowe, masło orzechowe. Byłam w Netto, z zamiarem kupienia tylko kilku podstawowych produktów. Oczywiście musiałam też sprawdzić czy jest to super hiper zdrowe masło orzechowe bez żadnych dodatków. Masochistka jestem :) W sumie taki niewielki słoiczek ze zdrową zawartością.... czemu by nie. Ale najpierw sprawdziłam gramaturę i kaloryczność. 370g, kalorii w 100g ponad 600kcal, hmmm. Ale to zdrowe kalorie więc może warto... Ach te moje rozkminy;) sztukę usprawiedliwiania moich występków mam w małym palcu :) Wzięłam to masło do koszyka, a jakże. I taka uhahana dawaj do kasy. Kurcze, ale sobie dziś pojem, ale sobie ulżę... I drugi głosik, w sumie to groźnie brzmiący baryton - to 2tysiące kalorii... nic więcej już dziś nie zjesz ...jutro na wadze na pewno nie będzie mniej... miałaś pojeść słodkiego dopiero w święta... jutro za kare będziesz jeść tylko warzywka... taśma z towarem przesuwa się coraz bliżej kasy, a ja nadal między młotem, a kowadłem.

I wiecie co? oddałam ten słoiczek z kuszącą zawartością kasjerce przy kasie:) hardcor na maksa, ale dzień zaliczony na plus;) Jeszcze mnie po drodze do domu kusiło, żeby gdzieś wejść i kupić chociaż kilka czekoladowych cukierków, ale nie, nie dałam się. W domu grzecznie zjadłam, na podwieczorek, jogurt z owocami i czeka na mnie ulubiona kolacja, czyli moje niezmienne kanapki z twarożkiem i dżemem, o! :)

Nie wiem jak będzie jutro, bo w planach wypad do Biedronki, ożeszku.... ratunku, tam mają i krówkę i tiramisu.

4 kwietnia 2017 , Komentarze (24)

Postanowiłam zrobić odwyk od słodyczy.Taki chwilowy, choćby kilkudniowy, bo przeginałam ostatnio na maksa. Cztery dni minęły całkiem spoko, choć nie powiem lekko nie było. Pogoda nie sprzyjała wypadom, a w domu nie miałam na stanie ciacha z kremem. Chociaż... jakbym sie uparła to nadal w kuchennej szafce jest pudełkowa krówka ;) Całe szczęście, że za dużo z nią roboty i czas oczekiwania by mnie chyba zabił. W przydomowym sklepie dostawa ciast też jakoś się opóźnia, więc nic nie kusiło. A mnie byle jakie ciasto nie skusi, musi być the best, czyli fura kremu. Zadowalałam sie jakoś owocami z jogurtem i owsianymi ciasteczkami bez cukru, mimo że to kompletnie nie ten typ słodkiego.

Dziś miał być kolejny dzień bez ciacha (piąty) i było baaardzo ciężko. W porze obiadowej mnie dopadło, a byłam na mieście i w markecie i .... Robiąc zakupy już układałam w głowie plan, że zamiast obiadu wrąbie ciacho, przecież w sumie kaloryczność zbliżona. I tak sobie chodząc po markecie walczyłam sama ze sobą. Obiad, czy słodki obiad? Niby miałam nie podchodzić do lodówki z ciastami, ale coś mi szeptało, że pewnie krówki nie będzie, więc nie ma niebezpieczeństwa. Co mi szkodzi popatrzeć, czasem samo patrzenie mi wystarczało, żeby silna wola zwyciężyła. Podeszłam, rozejrzałam się i kurde, była moja krówka.Taki zgrabny kawałek, w sam raz na obiad, no i... wzięłam do ręki ten rozkoszny cud cukierniczy. I teraz tak... kurczak i zdrowa surówka, według planu, czy ten niebiański kawałek krówki? Walka trwała w najlepsze, stałam niezdecydowana z tym pudełeczkiem w ręku i tak stałam jak jakaś głupia, jakbym nigdy ciasta w pudełeczku nie widziała :) i.... krówka trafiła z powrotem do lodówy, a ja wygrana, ale trochę smutna, poszłam dalej w sklepowe półki. Niby zwyciężył rozsądek i powinnam być z siebie dumna, ale do końca zakupów miałam chęć wrócić po to kuszące ciasto.

Była jeszcze opcja wstąpienia do przyległej cukierni, gdzie kiedyś już byłam i jadłam pyszny creme brulee, ale pewnie krówki by nie było, więc nie wstąpiłam. Brawa nr dwa ;)

Takie sobie założenie zrobiłam, że jak ciacho to tylko jeden raz w tygodniu. Nie zawsze mi się udawało zrealizować moje postanowienia, ale próbować zawsze warto.Trochę mi dał do myślenia jeden z pamiętników, gdzie kobietka przez miłość do słodyczy dorobiła się ponad stu kg i nadal nie potrafi skończyć z cukrowym ciągiem. Nie chcę tak, a wiem, że nic tak nie tuczy jak właśnie słodkie, które kocham. I te moje fazy... jak nie bita śmietana, to teraz faza na krówkę :) że też ja nie mogę mieć fazy na jogurt z owocami :)

Przez te kilka dni bez kremowych ciast, brzuszek mi się zrobił mniej wypukły, na wadze trochę spadło, więc warto wygrywać te małe bitwy. Nigdy więcej nadwagi!!!

15 marca 2017 , Komentarze (9)

W zasadzie powinnam upiec dziś tort...

Ale piekarnik mam problematyczny, więc by nie wyszło, poza tym była jeszcze opcja zrobienia krówki pudełkowej, która czeka od jakiegoś czasu, a którą uwielbiam.W biedrze jest przepyszna i wygrywa ostatnio, z tak lubianym do tej pory, tiramisu.

a w efekcie zrobiłam sernik ;) Mój flagowy produkt.

Ostatnio prawie codziennie wpada jakiś konkretny grzech, nie będę wdawać się w szczegóły bo normalnie wstyd. Nie panuje ostatnio nad tą nieodpartą ochotą na słodkie, masakra. Na swoje usprawiedliwienie mogę co najwyżej wspomnieć, że to się zdarza raz dziennie, a nie że płynę cały dzień bez opamiętania.  Poza tym staram się jeść zdrowo i dietetycznie. Waga troszkę poszybowała, brzuszek zrobił się okrąglutki, fuj, trzeba się zabrać za konkretne działania. Wole się nie mierzyć, już po ciuchach widzę, że pora na więcej dyscypliny.

Dziś poza sernikiem ekstra dietetycznym było w większości białkowo. Jedynie koktajl ananasowo- gruszkowy na II śniadanie.

Oczywiście musiałam dziś walczyć ostro z sobą, żeby nie zjeść słodkości jakie dostałam. A dostałam to co uwielbiam.

Dziś nie poległam :) jestem z siebie mega dumna, bo poza dietetycznym sernikiem przewidzianym w dzisiejszym menu, żadnych innych słodkości nie tknęłam. Za jutro nie ręczę :)

Wracając do mikstury, o której pisałam w poprzednim wpisie, to bardzo polecam. Próbowałam do niej wrócić, próbowałam różnych kombinacji i niestety, ale odruch wymiotny jest silniejszy. Dla lubiących szpinak pewnie będzie pycha, ja go nie lubię i wyczuje na kilometr .Działanie mikstury jest rewelacyjne, oczyszcza jelita nie powodując przy tym biegunki. Nic z tych rzeczy, bez obawy.

6 marca 2017 , Komentarze (3)

Wróciłam na dobre tory :) Bita śmietana poszła w odstawkę, uff. Do łask wróciły owocowe sałatki i jogurt z owocami.

Niestety nabyty kilogram ponad normę, to regularne przytycie, nie błąd pomiarowy i trzeba ten kilogram szybciutko przegonić ;) Zdrowe żarełko, minimum grzeszków i będzie po sprawie. Już dziś jest 400g mniej ;)

Wczoraj w nagrodę za dobre sprawowanie upiekłam ciacho :) Oczywiście zdrowe i dietetyczne. Jaglany jabłecznik, mniam. Dla zainteresowanych, przepis jest tu

Znalazłam w sieci przepis na miksturę oczyszczającą jelita ze złogów i postanowiłam przetestować. W składzie same rewelacje zdrowotne i smakowe. Banany, szpinak, siemie lniane, zielony jęczmień, błonnik witalny. No mega super foods ;) Powinno się pić przez dwa tygodnie, ale ja po pierwszej degustacji dałam sobie spokój. Za słodkie, bleee, aż mnie głowa rozbolała. No niesamowite, że dla mnie miłośniczki bitej śmietany i ciastek z kremem, coś jest za słodkie ;), a jednak. Tak więc dobre chęci były, ale wykonanie nierealne. Może komuś się przyda i skorzysta.

 źródło tu

3 marca 2017 , Komentarze (15)

Tak sobie pomyślałam wczoraj, jak w tytule. Bo postanowiłam się nie ważyć codziennie, odczekać w nieświadomości tydzień, z czego zrobiły się prawie dwa. O efekcie eksperymentu napisze na końcu;)

 Jadłam jak dotychczas, grzeszyłam też jak dotychczas :) Wpadła lazania, pizza, frytki, no i standardowo bita śmietana co dzień na podwieczorek. Większe zacukrzenie ciastkami tortowymi było chyba trzy razy przez ten czas, plus oczywiście tłusty czwartek, kiedy był totalny hardcor. Cały dzień tylko na pączkach ;) no to był odlot :) gdyby nie to, że syn psuł mi humor swoim- znów jesz pączka, za każdym razem kiedy wcinałam, byłabym przeszczęśliwa. Potem oczywiście był piątek białkowy i inne takie moje wymysły, żeby odpokutować. Ten tydzień pod hasłem ruchu do bólu, więc spalanie na przyzwoitym poziomie, bo w poprzednim było z ruchem kiepsko. Wody pije tyle co popicie leków i tyle w temacie.

No i efekt końcowy... weszłam dziś na wagę dopiero po kawie i po śniadaniu, a tak od niechcenia licząc, że powyższe mnie usprawiedliwi w razie jakiejś kosmicznej wagi:). Wiadomo, że jak się ważyć to na czczo. Moja kochana szklana okazała  się baardzo łaskawa, bo pokazała tylko kilogram więcej niż przed tym postem od ważenia. Yupi :D nie przytyłam.:D

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.