Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 77.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 lutego 2017 , Komentarze (18)

Poszalałam wczoraj. Nie dość, że wrąbałam 10 czekoladek (przepyszne były), bo Walentynki:), to dobiłam kopytkami na obiad (niby tylko kilka) i bitą śmietaną na podwieczorek. Dziś waga się pięknie odwdzięczyła wzrostem o 600g, wrrr.

No to dawaj, odrabiać straty i faszerować się białkiem, ech. Nie wiem czy kiedyś się skończy ta huśtawka. Co chce pojeść człowiek jak człowiek, to waga zaraz przypomina, że nie wolno, że nie wypada, że jeść trzeba tylko i wyłącznie dietetycznie, kanał. I tu z pomocą przychodzi codzienne, niezmienne ważenie poranne, bo ręka na pulsie jest.Taki bat nad głową bardzo się przydaje żeby nie popłynąć za bardzo.

Dziś liczę kalorie, jak już dawno tego nie robiłam.Tak dla orientacji w terenie i poprawy nastroju. Jak mam kontrolę, to wiem, że dobrze jem :)

Na śniadanie jogurt naturalny z musli, na drugie gotowy jogurcik 0%tłuszczu z Piątnicy. Obiad to chyba na pewno :) pierogi leniwe, a potem? hmm. Albo znów jogurcik jak na drugie śniadanie, albo naturalny z truskawkami. Kolacja pod hasłem makreli z jajkiem w formie sałatki. Taki jest plan, tylko nie wiem jeszcze czy realizacja będzie zadowalająca, bo pewnie mnie na jakieś słodkie najdzie i znów zrobię torebkową bitą śmietaną, moją słabość ostatnią :) wszak to też źródło białka:) Ważne, żeby się bilans kaloryczny zgadzał, co nie?

do boju ;)

6 lutego 2017 , Komentarze (17)

Nie robiłam klasycznej stabilizacji po osiągnięciu wymarzonej wagi , ale nie tyję. Waga utrzymuje się na stałym, niezmiennym poziomie, mimo jedzenia różności. U mnie jak waga się zatnie, to potrafi tak stać i stać na tych samych cyferkach :) znaczy moja waga ciała się zacina , nie ta na której się ważę:)

Nie mam zbyt wyszukanych potrzeb co do jedzenia, nie stęskniłam się za niczym strasznie, przez ponad rok dietowania. Czasem fakt, rzucam się na słodkie, ale takie konkretne słodyczowe akcje mam tylko raz na jakiś czas. Kocham słodkie i nie będę  z niego rezygnować, dopóki waga jest ok. Ostatnio mam np. fazę na bitą śmietanę, taki syf torebkowy, no ale lubię :)

Na śniadanie zawsze jest, albo kanapka (chleb żytnio-orkiszowy z ziarnami, własnego wypieku) z serkiem białym i  bez cukrowym dżemem własnej produkcji, albo musli z jogurtem naturalnym.

Na drugie, kawa z mlekiem, plus mały owocowy jogurt. Mówią, że syf, ale staram się wybierać te zdrowsze, np. z Piątnicy

Obiady różnie. Czasem to co je rodzinka, jak np frytki w sobotę, czy pizza jutro:) Wczoraj jadłam warzywa na patelnie i pół schabowego bez panierki. Dziś gotowaną pierś z kurczaka (bez skóry) posypaną przyprawą do kurczaka z kupną surówką. Czasem jest to makaron i 2 jajka sadzone, czasem spaghetti :) takie trochę dietetyczne. Chude mięso mielone z szynki, albo z indyka, podsmażone z pieczarkami i cebulką, do tego pół puszki krojonych pomidorów, przyprawy i pełnoziarnisty makaron. Pycha:)  co tam jeszcze... pierogi leniwe, makaron z serem, makaron z truskawkami, wątróbka z makaronem i pieczarkami. Uwielbiam makaron ;) czasem zamiast makaronu jest kasza gryczana, ale rzadko. Za ziemniakami nie tęsknie, chyba że w formie frytek ;)

Podwieczorek ostatnio to wspomniana już bita śmietana :) czasem jak obiad jest niedietetyczny to robię na podwieczorek galaretkę (bez cukru) z truskawkami, albo w formie serniczka na zimno, czyli galaretka z dodatkiem jogurtu naturalnego.

No i kolacja... niezmordowane kanapki z serkiem białym i dżemem, jak na śniadanie, tyle że wieczorem kanapki są dwie. I tu znów, jeśli obiad tłustawy, czy zbyt węglowodanowy, to na kolacje jest sama jajecznica, lub tylko surówka.

Tak mniej więcej jem, żeby nie przytyć. Nie twierdze, że nie zjadłabym więcej, no ale gdzieś w podświadomości są hamulce. Zdarza mi się wszamać jakiś owoc po kolacji, czy po podwieczorku, albo kilka kostek gorzkiej czekolady, jeśli akurat ją mam.

Nie ważę produktów, wyjątkiem jest mięso, które porcjuję po kupieniu i mrożę, no i ważę makaron, bo z nim mogłabym popłynąć. Nie liczę kalorii, bo chwilowo waga nie idzie w górę, to chyba nie ma takiej potrzeby.

Woda niestety w niewielkiej ilości ( bo zima? ), aktywność raczej też już nie ta co na diecie- tu nie mam wymówki, bo maszyny stoją w pokoju obok i zapraszają.

 

15 stycznia 2017 , Komentarze (19)

Musze coś tu skrobnąć, bo została niedokończona historia:)

 Balast poświąteczny oczywiście zrzuciłam. Waga zadowalająca, pozostaje pilnować, żeby nie wzrastała powyżej 62kg. Nie liczę kalorii, ani makr, jem co lubię w granicach rozsądku. Pilnuje się z michą, żeby nie przesadzić w popuszczaniu pasa :) A zdarza mi się porządnie grzeszyć :)

Kuleje za to masakrycznie picie wody i aktywność. Zwalam to na porę roku, nie lenistwo ;) Wiadomo, że jak zimno, to najprzyjemniej pod kocykiem, a nie na mrozie. Ale bywa że wybieram się na taki mroźny spacer, tyle że zdecydowanie rzadziej niż kiedyś. Co do picia, to zawsze piłam mało. Herbat nie lubię, woda nie wchodzi, a kawa się nie liczy, no trudno.

Obiecałam sobie, że to moje ostatnie odchudzanie, więc nie pozwolę sobie na ponowne przytycie. Na razie mam motywację w postaci lipcowego wesela, a potem coś się wymyśli :)

Planuje kupić sobie taką oto kreacje weselną, więc gra jest warta świeczki

27 grudnia 2016 , Komentarze (9)

Nie mogło być inaczej, bo jak się je, to na co ma się ochotę, to się tyje. A jadłam, nie patrząc na kalorie, na BTW i w ogóle wolna amerykanka, bo godziny posiłków wedle zapotrzebowania, nie zegarka jak dotąd :) zwłaszcza szał był jeśli o słodkie chodzi, bo przecież właśnie słodkiego na diecie nam najbardziej brak. Przytyło się aż 3 kg, ale co szybko doszło, szybko sobie pójdzie, nieprawdaż? :)

Teraz kilka dni grzeczniutko i dietetycznie, bo to niestety jeszcze nie koniec rozpusty w tym roku. Sylwester i Nowy Rok przed nami, więc kolejne okazje do niesubordynacji dietetycznej. A co tam ;) A mam w planach zrobienie tiramisu i ciasta krówka. Oj, będzie znów rozpusta ;)

Potem trzeba będzie dojść do przyzwoitej wagi na poziomie 60-61kg i upragniona stabilizacja wagi.

Dziś sałatka owocowa była na śniadanie- gruszka, kiwi, truskawki, mandarynki.

Na drugie, zmiksowałam co zostało z odrobiną wody i szpinakiem. Breja błotna wyszła, ale smaczna ;) Na obiad gotuje się zupa krem z pora, pieczarek, ziemniaka i cebuli. A na podwieczorek i kolacje będzie bananowe latte z bezkofeinową kawą, o! :)

Wszystkie świąteczne ciasta zniknęły, a treściwe dobra mnie jakoś nie kuszą, więc musi być dobrze. W znaczeniu, że waga musi spadać, a sio :) Jutro też mam zamiar jeść leciutko, jeszcze do końca nie wiem co, ale na pewno bardzo dietetycznie.

20 grudnia 2016 , Komentarze (18)

Tylko dwa dni mi zajęło zbijanie wagi, do wymarzonego poziomu i jest :) 59,9kg :D

Odetchnęłam z ulgą, rogal na buzi od samego rana i w ogóle pełnia szczęścia.

Wymuszony ten sukces, ale najważniejsze że jest, nawet jakby jutro waga była mniej łaskawa. Dziś był w planie dzień płynny, ale wobec powyższego sobie go daruję. Nie ma co przeginać, mimo że dzień zaczęty od płynnego, a jakże, bananowego latte :) mniam:)

Niedziela była pod hasłem warzyw i owoców i jadłam zdrowe surówki, nie mniej zdrowe owocowe sałatki, pojawił się też owocowy koktajl i warzywa na patelnie. Wczoraj- dzień białkowy, więc niezmienny serniczek na zimno, jajecznica i pierogi leniwe :) do tego były dwa owocowe jogurty 0% tłuszczu. 

Moza? można :) trzeba tylko bardzo chcieć i konsekwentnie dążyć do wymarzonego celu. Czego wszystkim odchudzającym się życzę :)

Jeszcze raz sobie napiszę: 59,9kg :D

17 grudnia 2016 , Komentarze (2)

Odchudzanie idzie spokojnie, waga raz w górę ,raz w dół ale czas nagli, więc pora pocisnąć. Chcę do Świąt zobaczyć na wadze 59,90 i zrobię wszystko, żeby się udało. Będą więc na dniach kombinacje na maksa, żeby tylko cel osiągnąć jak najprędzej. Kto mnie czyta, ten wie o co chodzi :) Zaczynam już jutro dniem warzywno-owocowym, bo nie ma na co czekać. Czasu coraz mniej, a jak nie uda mi się do Świąt, to potem już kiszka. Odchudzać się w świątecznym czasie restrykcyjnie nie zamierzam, co więcej, chce sobie trochę pofolgować. Waga oczywiście wzrośnie, co mnie już całkiem od 59 oddali. Na to nie pozwolę. A jak cel będzie osiągnięty, to psychicznie odpocznę. No i 59,9 to jednak sukces :)

Na ten moment waga wskazuje 60,8kg. Znaczy tyle było rano, bo w ciągu dnia się nie ważę.

Czas start ;)

i bilansik ostatnich dni

2 grudnia 2016 , Komentarze (27)

Fajnie by było zrealizować plan jeszcze w tym roku, czyli osiągnąć wagę 59kg. Waga oczywiście nie spada ostatnio, bo słodkości, ta moja zmora, wygrywają na całej linii. Ale mały trick wczorajszy, dał mi nadzieje, ze się uda to 59 niedługo zobaczyć.

Wczoraj zrobiłam sobie, jak kiedyś, dzień białkowy. Czasem mi wagi nie zbijał, ale dawno go nie było i się teraz rewelacyjnie sprawdził. Spadek wagi z dnia na dzień o 700g i mam 60,8kg, tadam :D

Miało być białkowo, a przy tym słodko i było. Upiekłam dukanowy sernik, zrobiłam serniczek na zimno, więc było pysznie. Na obiad jajecznica z wątróbką, a poza tym słodkości. Pyszne odchudzanie, polecam.

Norma białka przekroczona masakrycznie (271%), ale przecież o to chodziło.Tłuszczu się też nazbierało sporo (121%), nie wiem skąd, ale nic to:) Węglowodany skromniutko (54%) i wszystko gra :) Limit kalorii 1700 zachowany.

27 listopada 2016 , Komentarze (7)

Chyba już nie potrafię, jak kiedyś być super grzeczna i trzymać dietę w ryzach. Ciągle mnie coś kusi, ciągle wplatam do diety zabronione rzeczy. Z drugiej strony przecież do końca życia nie będę się żywiła tylko sałatą i wypadałoby organizm przystosowywać do rzeczy niezdrowych, tuczących i zakazanych na diecie odchudzającej. Może ja to właśnie podświadomie tak odbieram i dlatego brak mi konsekwencji? Ale tłumaczenie :)

Cel osiągnięty, została tylko kosmetyka i to też niekoniecznie. Dietuję bo nie chce przytyć, a jem bo lubię i tęsknię za normalnym jedzeniem. Zdaje sobie oczywiście sprawę, że tak jak jadłam kiedyś, to już niestety nigdy nie będę mogła, ale chwilami? od czasu do czasu? 

Jeśli waga pójdzie w górę, będzie motywacja, żeby ją zbijać, a jak jest na bezpiecznym poziomie, to można coś tam niezdrowego wpleść :) Tylko z drugiej strony takie kręcenie się w kółko, to jakoś bez sensu.Trochę się odchudzam, trochę się nie odchudzam, ech.

Dzisiejsza wpadka to impuls po zajrzeniu do pamiętnika jednej z Vitalijek. Bo tam tyle słodkości, że musiałam coś słodkiego wszamać:) To nie moja wina, to ona jest wszystkiemu winna :) 

Powinno się zabronić zamieszczania zdjęć z tym czego na diecie nie wolno jeść, bo nasza silna wola jest i tak co dzień wystawiana na ciężkie próby..

24 listopada 2016 , Komentarze (6)

Waga niestety po wczorajszych usilnych zabiegach, dziś bez zmian. Jak było, tak jest 61,7kg. No nic to, róbmy swoje :)

Dziś już jadłam normalnie, swoje regulaminowe dania.

Były ulubione kanapki z olejem kokosowym, serkiem i dżemerem :), dietetyczny serniczek na zimno z truskawkami, kiwi z jogurtem i chude mięsko w pomidorach, z dodatkiem makaronu, mniam :) Limit kalorii wykorzystany do cna. Oczywiście klasycznie przekroczona ilość białka i nieznacznie tłuszczu, węglowodany też klasycznie, na poziomie 70%.

Niby 1700kcal to nie jest tak mało, a czuje się lekko niedojedzona. No bo to co dobre, to by się jadło i jadło, a tu szlaban. Dobrze, że mnie w ryzach trzyma moja aplikacja. Ja to jednak muszę mieć bat nad głową.

Teraz chodzi za mną sernik i pizza:D Strasznie wkurzające są te myśli sabotujące. O ile sernik piekę i już wiem, że raczej na pewno upiekę :) dietetyczny, to pizze zjadłabym taką klasyczną, nie udziwnioną pod dietę. Zobaczymy jak się sytuacja rozwinie :)

23 listopada 2016 , Komentarze (6)

Wczoraj mi waga spadła o 300g, po zjedzeniu, w poniedziałek, ponad połowy tabliczki gorzkiej czekolady. Dziś po wczorajszych trzech ciachach, waga pokazała 400g więcej. Suma sumarum jest 61,7kg. Nie jest dobrze, bo już było 61,1.

Od razu wczoraj wprowadziłam zdrowe odżywianie po tym grzesznym zacukrzeniu. Na obiad i kolacje jadłam zupę krem, na podwieczorek  był koktajl. Jak niespecjalnie lubię zupy i w ogóle warzywa tak zupka, którą ugotowałam, smakowała mi bardzo. Są w biedronce fajne mrożonki i wśród nich "warzywne trio", czyli kalafior, brokuł i fikuśna marchewka.To była baza do mojej wczorajszej zupki. Do tego doszło duuużo pora, pół łyżeczki masła klarowanego i oczywiście ziemniaczki. Doprawiłam czosnkiem i koperkiem, no niebo w gębie :)

tu miało być zdjęcie, ale Vitalia niełaskawa

Dziś też zdrowo. Trochę koktajlowo, trochę owocowo-warzywnie. Nic wymyślnego, bo nie jestem kreatywna, ot żeby były warzywa i owoce. Aczkolwiek nowością w moim menu były dziś frytki- z selera, marchewki i buraka :) wyszły pyszne,  nie spodziewałam się takich rarytasów z pieczonych warzyw.

Śniadanie i II śniadanie- koktajl bananowo-kawowy

Obiad- frytki warzywne, surówka z czerwonej kapusty

podwieczorek- koktajl-> ananas, kiwi, truskawki, siemie lniane, jogurt nat.

Kolacja - surówka-> tarta marchewka z jabłkiem

Jak mi waga jutro nie zareaguje spadkiem, będę kombinować jedzeniowo dalej :) Jeszcze została mi opcja białkowa w ostateczności.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.