Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 79.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 stycznia 2016 , Komentarze (10)

Postanowiłam zwiększyć kaloryczność diety, troszeczkę. Mam wrażenie, że jem za mało, że te 1500kcal, to jest nic .A mój ruch mimo, że nie imponujący, jednak ujmuje mi z bilansu 200-300kcal dziennie, więc na życie zostaje zbyt mało. Organizm magazynuje, zamiast spalać. Chciałabym, żeby moje wnioski okazały się słuszne, a decyzja trafiona. Panicznie boję się przytyć, więc jeśli pójdzie nie tak jakbym chciała, będę w czarnej d*pie.

Druga kwestia żywieniowa jest taka, że odstawiam gluten. Nie już zaraz, bo jednak trochę produktów musiałabym wywalić, a szkoda. I nie na hurra, tylko raczej stopniowo, w miarę znikania zapasów.To na znak solidarności :) z synem, który prawdopodobnie ma nietolerancje glutenu. Objawy są jednoznaczne, więc przechodzimy na trochę inne odżywianie. Od wczoraj przekopuje internet w poszukiwaniu wskazówek, jak dalej żyć, co jeść, czego unikać. Rewolucja w kuchni, zakup maszyny do pieczenia chleba i dzisiejsze bezglutenowe zakupy. Dzieje się. Nie wiem jeszcze do końca jak to nowe żywienie będzie wyglądało, wiem że muszę sporo rzeczy wykluczyć z codziennych posiłków, nauczyć się gotować z innych składników. A to sie bidy narobiło...

24 stycznia 2016 , Komentarze (46)

Zastanawiam, się nad przejściem na dukana. Czytam, porównuje dane, przypominam sobie jak pięknie schudłam za pierwszym razem. Czy aby na pewno nie skutkowało to pogorszeniem stanu zdrowia? Niczego niepokojącego nie było. Trochę szyki psuje mi drugie podejście, które było porażką, wiec czy kolejne ma sens?. Może to drugie było raczej zbyt krótkim i nieprzemyślanym zrywem bez znaczenia?. 

Doniesienia o szkodliwości diety nie są nigdy przeszkodą dla kogoś kto jest zdesperowany. Pytanie tylko czy jestem aż tak?

Na plus na pewno- szybkie efekty, jedzenie tego co lubię, multum przepisów na dozwolone słodkości, bez przymusu ćwiczeń, bez liczenia kalorii, bez stałych pór posiłków. Sześc razy na tak, nieźle.

na minus- możliwe pogorszenie stanu stawów i kręgosłupa - trudne dla mnie do przełknięcia, ale przecież picie wody wypłukuje szkodliwy nadmiar białka - usprawiedliwienie godne laika? Kilka lat po skończeniu diety robiłam sobie badania w kierunku osteoporozy, śladu nie było.

- osłabienie, bezsenność, bóle głowy, wypadanie włosów, łamliwość paznokci- nic z tych rzeczy się u mnie nie pojawiło za pierwszym razem - pomaga suplementacja

- nerki- mam kamienie które mogą się rozmnożyć, tudzież powiększyć - tu znów picie wody jakby załatwia problem. Będąc na dukanie odczułam poprawę w tym względzie, bo przestały mnie boleć nerki. Po kontrolnym usg nerek, kamienie nie zmieniły rozmiaru.Skutek zwiększenia ilości wypijanej wody.

- wątroba- pracuje bez zarzutu

- wzrost ciśnienia- tu akurat to plus, bo mam bardzo niskie, pewnie dlatego na tej diecie tak dobrze się czułam.

- i taki ogólny minus- jest to dieta eliminacyjna, przynajmniej w dwóch pierwszych fazach, a polubiłam zbilansowana dietę, na której mogę jeść wszystko. Fakt, że dwa ,trzy miesiące ostrych zasad to nie tak długo.

Ciekawy wpis na temat wad diety tu

Na pewno szkodliwość jest zależna od ilości kilogramów do zgubienia, a tym samym od długości diety. Moim zdaniem takie małe 10 kilo nie nadwyręży zanadto zdrowia. Właśnie te 10 kilo kilka lat temu z dietą dukana zgubiłam i gdybym trzymała się zaleceń ,nie miałabym jojo.Teraz i tak robię sobie co jakiś czas dzień białkowy, więc ten regulaminowy jeden dzień w tygodniu na białkach nie byłby problemem.Otręby też na stałe zagościły w diecie, więc tu tez bym nie poległa.

To takie sobie dywagacje dzisiejsze, nie decyzja o przejściu na Dukana. Mimo, że gdzieś mi się tam pojawia z tyłu głowy. Z równą częstotliwością ,co czerwona lampka, żeby tego nie wprowadzić w życie jednak.

Ostateczną decyzję podejmę dopiero po świętach wielkanocnych, jeśli do tego czasu tempo chudnięcia nadal będzie tak słabe jak dotąd.

A teraz mój dzisiejszy zdrowy, niedzielny podwieczorek:D związany z dukanem

dietetyczny piernik z jabłkiem- bez cukru, tłuszczu, mąki- przepis tu

24 stycznia 2016 , Komentarze (16)

Wczoraj waga pokazała mi 72,1 i to był dzień ważenia. Co dało mi bilans tygodniowy 0.6kg na plusie, w zasadzie masakra. Ale... jako, że ważę się codziennie, co dla niektórych jest głupotą, zważyłam się i dziś. Waga pokazała o 0,7kg mniej niż wczoraj, czyli 71,4. I to po dniu raczej leniwym i po dwóch dniach bez wizyty w kibelku. Z tego wychodzi bilans tygodniowy jednak na minus. Niewielki wiem, ale w tygodniu poszalałam jedzeniowo, wiec się nie spodziewałam cudów. W dodatku już jakiś czas temu miałam równe 71kg, więc ten dzisiejszy spadek, to nie wielkie hurra, a raczej stonowany uśmiech.

Reasumując, ważymy się codziennie ;)i olewamy zdanie tych, którzy nam tego zabraniają;)

Jeszcze super ciekawostka "słodyczowa". Będąc w biedronce przeglądałam skład dżemów i natrafiłam na taki bez cukru i co więcej bez syropu glukozowo-fruktozowego. Same owoce i w 100g produktu tylko 145 kcal, dla porównania - miód ma 340kcal

Śmiało sobie można pozwolić na taką słodycz, powiedzmy na śniadanie, jako dodatek do kanapki z białym serkiem;)

23 stycznia 2016 , Komentarze (3)

Dostałam wczoraj jakiegoś pałera w związku z dzisiejszym kontrolnym ważeniem i spaliłam 500kcal ;) Miałam nadzieję, że waga mnie nagrodzi za mój trud, a ta szklana małpa zrobiła mnie w konia. Pokazała sobie trzysta gram więcej niż wczoraj. Płakać nie będę bo to chwilowe, ale jakoś niekomfortowo mi z tym. Musiałam na pasku zmienić wagę na wyższą i mi się ta upragniona szóstka zaś oddaliła, ech.

Dziś obiadek kombinowany, bo w menu vitalia nie ma takich rarytasów :) musiałam sama improwizować. Zostało mi mięso na tatar, więc znów był, mniam.Tym razem z ziołowymi ziemniaczkami, żeby było danie obiadowe i regulaminowe 450kcal. 

W weekendy mniej się ruszam, bo odpada mi dłuższy spacer do biedronki i spacer z psem też odpada. Będę musiała na bieżni pocisnąć, żeby cokolwiek przez te dwa dni spalić. Rowerek też stoi zapomniany, trzeba by go odkurzyć. Nie lubię weekendów. Dobija mnie takie totalne lenistwo. Na sprzątanie mam czas w tygodniu, to co tu robić, jak nie ma co robić :) Cały mój ruch weekendowy to udzielanie się w kuchni, a kuchnia mała, to i ruch niewielki. Dobrze, że choć ta mini siłownia moja mnie ratuje, bo bym tłuszczem obrosła.

22 stycznia 2016 , Komentarze (4)

Pomierzyłam się dziś, bo o ile ważę się codziennie, o tyle o pomiarach jakoś mniej pamiętam.Szału nie ma po prawie miesięcznym odstępie czasu. Spadło mi 3 cm w talii i dwa w udzie, reszta bez zmian. Fakt, że nie robię ćwiczeń na spalanie, tylko na modelowanie, ale bioderka i brzuch to mogłoby ruszyć w dół.Tiffany coś marnie działa, albo to jeszcze za krótko.Tak czy inaczej, agrafka daje efekty, hula hop też, zawsze to jakaś pociecha. A ten rodzaj ćwiczeń nie jest dla mnie ani szkodliwy, ani męczący. Ostatnio nadrabiam spalanie kalorii dłuższymi spacerami. Uwielbiam takie dotlenianie, o wiele bardziej lubię, niż dreptanie w miejscu na bieżni, co też zresztą uskuteczniam codziennie. 

Po dwudniowych kombinacjach dietowych na wadze w sumie 1,3kg w dół, co niestety jeszcze nadal nie daje mi wagi z paska. Dziś normalna pyszna dietka:)

śniadanie- dwie kromki razowego chleba z serkiem białym i dżemem

drugie - koktajl truskawkowy

obiad - po raz pierwszy robione danie- zapiekane kartofelki z wątróbka i jabłkiem

podwieczorek- gruszka z jogurtem

kolacja - jeszcze do końca nie zdecydowałam;)

21 stycznia 2016 , Komentarze (10)

Menu dzisiejsze:

-surówka z buraczków,marchewki i jabłka

-sok marchwiowy

-2 mandarynki, banan

-cukinia, pomidor, awokado - to danie obiadowe na ciepło, plus surówka z czerwonej kapusty

-surówka z mango, ananasa i kiwi

wyszło 1000kcal i muszę wykombinować kolację ,która uzupełni mi brakujące 400-500kcal. Niewykonalne, bo nawet jeśli dam radę zjeść 450g warzyw na patelnie(250kcal), które mam zamiar zrobić, to będzie to za mało. Zwłaszcza, że nie zjem takiej ilości. Podbijać tłuszczem? Czy zamknąć dzisiejszy bilans w mniejszej ilości kalorii?

20 stycznia 2016 , Komentarze (7)

Jednak zrobiłam sobie dzień białkowy. W lodówce czekał chudy twaróg i mięsko na tatar, więc aż żal nie skorzystać.

Na śniadanie - dwa jajka na miękko z chrzanem- 187kcal, plus wędlina drobiowa- 100kcal

na drugie tatar- 400kcal, mniam.

Na obiadek- pierogi leniwe -350kcal

Podwieczorek- jogurt naturalny 200g- 100kcal.

Kolacja- jajecznica z trzech jaj - 240kcal

Razem- 1411kcal

Plan częściowo zrealizowany, plus spalone ponad 200kcal na spacerze.

Waga po ostatnich ekscesach poszybowała niemiłosiernie w górę, ale teraz już będzie pięknie spadać, zwłaszcza że mam na jutro zaplanowane oczyszczanie warzywno-owocowe. Potem powrót do normalnej vitaliowej diety w granicach 1400-1500kcal.

Wprowadzone do diety trzy suplementy- na spalanie tłuszczu, na zatrzymywanie wody i probiotyk na zaparcia

19 stycznia 2016 , Komentarze (18)

Zawiodła mnie dietetyczka Vitalii. Według niej sposobem na zastój jest obcięcie kalorii. Z czego, ja sie pytam? z tych 1500, do 1400 czyli ppm? a może jeszcze niżej? 

Już przerabiałam te wartości i owszem chudłam na 1300, ale to był początek, czyli szok dla organizmu, potem sie zatrzymało, bo wiadomo na głodowych porcjach to oszczędność na maksa została wprowadzona. Jak do tej pory sprawdzało sie zwiększanie kaloryczności i chyba się na to zdecyduje, choć za bardzo nie mam pola do popisu, skoro cpm wynosi tylko 1800kcal. Oczywiście wiem, że zwiększony ruch by mi pomógł, ale kurcze, nie przeskoczę swoich ograniczeń.

 Póki co drugi dzień niezdrowego jedzenia. Dwa pączki na drugie śniadanie i duża jogobella. Nie wstawiam foty, coby nie wkurzać odchudzających się sumiennie;) Na obiad będzie pizza i to chyba tyle rozpusty na dziś. Jutro planuje zrobić sobie dzień białkowy, a pojutrze może warzywno-owocowy? Ciągle jakieś kombinacje żywnościowe i pewnie mi całkiem metabolizm sfiksuje, bo nie nadąża ;) Ale może właśnie szok mu potrzebny.

Jako, że mam trochę psychikę zrytą odchudzaniem i resztki rozsądku gdzieś tam prześwitują, popijam herbatkę na spalanie tłuszczu (nawet smaczna), dziś zakupioną. Potem będzie dla odmiany biała herbata, ponoć zdrowsza od zielonej.

18 stycznia 2016 , Komentarze (23)

8 sposobów, aby rozruszać metabolizm

1. Jedz regularnie.- Jem co trzy godziny.

2. Nie ograniczaj drastycznie liczby kalorii. - Nie ograniczam, jestem na diecie 1500kcal, przy czym mam PPM 1400, CPM 2070

3. Znaj działanie tego, co jesz.- biorę pod uwagę IG, więc chyba znam ;)

4. Produkty, które muszą znaleźć się w menu to bogate w wysokiej jakości białko produkty, czyli ryby, jajka, wołowina czy drób. - mam codziennie w diecie

5. Produkty, których należy unikać to nic innego, jak wielonienasycone kwasy tłuszczowe czyli olej rzepakowy, słonecznikowy, kukurydziany, szafranowy, z otrębów ryżowych, sezamowy...  Ogólne najlepiej jest unikać olejów roślinnych, ponieważ są to bardzo niestabilne tłuszcze mogące wprowadzić organizm w stan stresu. A to powoduje zmiany na poziomie hormonalnym, co przekłada się na tempo przemiany materii.- no tego to nie wiedziałam, ale często korzystam z oleju kokosowego, chyba zdrowszego
6. Jedz zbilansowane posiłki- jem

7. Śpij. - śpię, 8 godzin w nocy, plus poobiednia drzemka

8. Ćwicz. - z tym nie jest rewelacyjnie, ale zawsze jest jakiś spacer, brzuszki, hula hop, 10 minut z Tiffany

Do tego około dwa litry wody, o czym we wskazówkach zapomnieli. Czerwona herbata codziennie, herbatka na poprawę trawienia też. Dodatkowo spalacze tłuszczu typu cynamon,czy chili i inne przyprawy.

 Tarczyca w porządku, klimakterium mnie jeszcze nie nachodzi.

Co ja jeszcze robię źle? 

Napisałam do dietetyczki.

18 stycznia 2016 , Komentarze (1)

Czyli jak (p)obudzić leniwy metabolizm.

Będę kombinować, wydziwiać i robić różne dziwne rzeczy, żeby ten wredny metabolizm zaczął się zachowywać tak jak chcę. Waga od miesiąca buja się w granicach 71-72kg i nic w dół zejść nie chce. Jestem załamana, zdemotywowana i najzwyczajniej wściekła. Nie wiem jak długo może trwać taki zastój, ale do cierpliwych nie należę.

Będę sobie dogadzać, jeść zgodnie z zachciankami i przekraczać notorycznie limit 1500kcal. Będzie cheat meal, cheat day , a może i tydzień grzesznego życia. Taki bunt, troszkę na zasadzie - na złość mamie odmrożę sobie uszy ;) ale nic lepszego nie przychodzi mi do głowy.

No to zaczynam... na pierwszy ogień oczywiście słodkie. I to bynajmniej nie dlatego, że za mną chodziło, ale po prostu, czemu by nie? :)

Zakupy słodkościowe moje, niekoniecznie wszystkie do samodzielnego pożarcia. Był jeszcze batonik Amigosek, ale krótki miał żywot:D

i trochę konkretów 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.