Bez problemu wytrzymuje na systemie 16/8. Czasem nawet jest to siedemnaście godzin postu. Nareszcie zniknęło uczucie głodu i w okienku w zasadzie nie chce mi się jeść. Jem, bo jeść trzeba.
Waga niestety nie współpracuje i nie spada. Fakt, że nie wiem ile jem i prawdopodobnie jest to za dużo. Nadal nie liczę kalorii. Jeżeli zastój potrwa dłużej, nie będzie wyjścia jak liczyć.
Zakupione próbki kaw , jak dla mnie, na jedno kopyto i nie różnią się smakiem. Piję, ale nie ma to jak moja nesca z mlekiem:)
Upiekłam keto bułki. W ramach ograniczenia węgli. Ja ten przepis znałam będąc na Dukanie, gdzie się pieczywa nie je. Fajna alternatywa dla kajzerek :) A mam nieodpartą ochotę na pieczywo z pastą jajeczno- makrelową, którą zrobiłam.
Słuchałam ostatnio braci Rodzeń, ale to dość radykalna dieta. Być może dla niektórych odstawienie pieczywa, kasz, makaronów i ziemniaków to pikuś. Ja sobie nie wyobrażam. No i moje uprzedzenie do tłuszczu… a tu trzeba jeść tłuste mięcho i kopę jaj. Może gdybym miała insulinooporność, czy cukrzycę, szukałabym ratunku w tym sposobie odżywiania. Ale trawienie tłuszczu w wypadku nieposiadania pęcherzyka żółciowego, to chyba problem. Więc nie… być może coś tam przyswoję, ale nie całościowo. Jedno co mi się u nich podoba, to brak przymusu jedzenia sałaty :) i tym podobnych.