Miałam ciężką noc. Opiłam się wieczorem kompotu i wstawałam w nocy co chwilę do wc. Pożytek taki, że zamiast o piątej, obudziłam się dopiero o siódmej :) o dziwo, wyspana. Mniej czasu z rana to niespecjalnie dobrze, więc nie było śniadania z rana. Głód nie doskwierał do 10.30 i gdyby poranna kawa nie była z mlekiem, byłby fajny post przerywany, bo od 19.30. Waga znów w dół o 600g i jest 70,3kg 😁
Dziś w menu jogurt z musli, bananem i brzoskwinią, mięso mielone/100g/ z pieczarkami i makaronem/60g/ plus colesław i na kolacje będą 2 kanapki ze zdrowego chlebka, z powidłami .Podjadania zero, yupi 🙂
Aktywne popołudnie bo w tak piękną pogodę, aż grzech nie iść na działkę. Popielone, liście pograbione, ruch zaliczony :) kroków 10k.
Boje się weekendu. Jutro mąż ma imieniny i choć nie planuje na jutro ciasta, to na weekend i owszem i to takie wszystko mające bananatoffi. W dodatku w sobotę rodzinka zarządziła domową pizzę i ciężko będzie jej nie zjeść. Zawsze w weekendy kiszka z dietą. No nic to, potem się wyrówna :)