Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Tłusta, obleśna świnia. Jeżeli nie dostałam z góry wyglądu, a jak wiadomo wyglądu nie zmienię, to chociaz postaram się zmienić swą sylwetkę. TŁUSTĄ sylwetkę, grubą, ociekającą fałdami.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2016
Komentarzy: 15
Założony: 19 sierpnia 2013
Ostatni wpis: 10 stycznia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agamous

kobieta, 31 lat, Katowice

165 cm, 66.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 stycznia 2014 , Komentarze (2)

Popadłam w pewną fanaberię. Czasami jem, to znaczy gryzę i wypluwam. Bo mama sprawdza, czy zjadłam to, co mi kupiła i tak dalej. Więc jeżeli mam makrelę, a w tygodniu jedną już zjadłam, czyli wyczerpałam limit, wtedy gryzę, niedbale, żeby jak najmniej zmieszało się to ze śliną i wypluwam. Ale mam wrażenie, że tyję, że jestem coraz większa nawet, jeśli wypluwam. Nie zniosę tego. Wciąż czuję się ogromna, wielka. Ociekająca tłuszczem. Jem wyłącznie jabłka i ogórki, śniadanie jabłko, obiad jabłko, kolacja ogórek, piję 4 litry wody dziennie, do której niedawno się przekonałam, ocet jabłkowy... Czyli wszystkie, jakieś tam triki odchudzające. Wciąż jestem ogromna. Dziś mam chyba jakiś gorszy dzień, bo widzę to jeszcze bardziej, ten tłuszcz. Jest wszędzie. Czy jedynie przeżuwając pokarm, a potem wypluwając go tyję? Proszę o normalne odpowiedzi... No i podobno pierwsze co się trawi to węgle, w makreli nie ma węgli więc no... Pomocy. Wczoraj leciał odcinek rozmów w toku z anorektyczkami w roli głównej. Jedna z nich schudła 50 kilogramów jedząc szklankę kapusty kiszonej dziennie. Jeżeli wciąż będe ociekać tłuszczem, to zrobię jak i ona. Jestem zdesperowana. Mam dość tego, że każdy patrzy na mnie z obrzydzeniem, jak na wieprza. Z myślą - Nic, tylko wpier*** te burgery i chipsy spaślak jeden! ... MAM DOŚĆ.

5 stycznia 2014 , Komentarze (2)

Udało się, przekonałam się do wody. Uznaję to jako osobisty sukces, bo na prawdę pijąc wcześniej wodę aż mną cofało, a teraz staram się pić 3 litry minimalnie, na umór, ale piję, by wypłukać jak najwięcej wszystkiego. No i w końcu udało mi się zejść poniżej 60 kilogramów, co prawda niewiele, ale to zawsze piąteczka z przodu, nie? Więc pierwsze postanowienie noworoczne czyli picie wody uważam za zrealizowane. :D

28 grudnia 2013 , Komentarze (2)

Nanana, dzisiaj waga pokazała równiutkie 60 kilogramów. Nie to, że zadowala mnie ten wynik, po prostu cieszę się, że w końcu jakiś paskudny kilogram postanowił opuścić moje cielsko. Mam nadzieję, że niczego nie zapomniał i prędko nie wróci. :D
I mam do Was pytanie, nie lubię wody, a bardzo chcę... polubić. Macie jakieś sposoby, by się do niej przekonać? 

26 grudnia 2013 , Komentarze (2)

Już niedługo nowy rok, więc i wielkie podsumowania, co nie?
Jakoś nie wiem, nie spieszno mi do tego, boję się totalnego rozczarowania, bo z moich założeń wagowych nic nie wynikło, waga nie wskazuje niczego pozytywnego, nie zeszłam poniżej 60 kilogramów. Wciąż jestem ogromnym, spasionym oblechem. Ale cóż podsumowanie trzeba zrobić, postaram się jak najlepiej wykorzystać ostatnie dni. Oczywiście od nowego roku nowe postanowienia, siłownię myślę zacząć odwiedzać, na początek 2-3 razy tygodniowo. Ale to się okaże, jak to będzie z funduszami. Wykreślę może coś jeszcze z menu, ale największym i najważniejszym postanowieniem dla mnie jest polubić wodę, nie byłam w stanie dotychczas, więc muszę się zmusić, w końcu organizm się przyzwyczaja nawet do tych ohydnych dla nas rzeczy. Jakoś ocet jabłkowy, sodę i inne paskudztwa udało mi się zaakceptować, więc wróżę to samo paskudnej wodzie. ~
... I tak w ogóle, cholera brakuje mi wsparcia w kimkolwiek, chciałabym usłyszeć coś w stylu - 'podziwiam cię, sam/sama nie potrafił(a)bym tak wszystkiego sobie odmawiać.' No, ale cóż. Słyszałam jedynie - Zjedz sobie karpia, sernik i tak dalej... Ale zawsze moja odpowiedź brzmiała NIE, w końcu oni za mnie tego, co mi przybędzie nie zrzucą. Czy jestem z siebie zadowolona? W zasadzie to nie, bo bardzo kusiło mnie jedzenie, a powinnam być względem tego obojętna. Jednak wygrałam i nie dałam się pokusie. Zadowolenie więc jest połowiczne.
A kysz kilogramy, nie jesteście u mnie mile widziane! D: 

26 grudnia 2013 , Komentarze (2)

No, koniec katorgi, wszechobecnych zapachów jedzenia, bo na prawdę trudno było wytrzymać nie jedząc niczego, co było serwowane. :D Ale muszę przyznać z dumą, że dałam radę. Zjadłam 9 jabłek, wypiłam kilka kubków octu jabłkowego rozcieńczonego wodą, oraz herbatę. Takim jednym małym odstępstwem była kawa zbożowa, więc no.. Nie ma źle. Dodatkowo ćwiczyłam więcej przez ten czas, aby coś zrzucić, niż jak większość - przybrać. Bo to normalne, że po świętach coś tam przybywa. :) Mam ochotę na krokieta... Ale zjem jabłko, za kilka godzin. Nie dam się! 
A Wy? Jak tam po świętach? :D

24 grudnia 2013 , Komentarze (2)

No cóż, chce mi się ryczeć. Świadomość tego, że przy stole wigilijnym jedynym posiłkiem jaki będę mogła zjeść to jabłko jest straszna. Tak bardzo lubię barszcz z uszkami, krokiety, sałatkę jarzynową... No cóż nie mogę i już, nie ma co się użalać. Dzisiaj w porze kolacji po prostu wyjdę z domu, będę łazić po mieście z 2-3 godzinki, może akurat zdążą zjeść. Popłaczę sobie w samotności, nie muszą tego widzieć. A tak nawiasem - Wesołych Świąt wszystkim życzę! Ubytku w kilogramach dla tych, którzy o to walczą.:)

5 grudnia 2013 , Skomentuj

Dzisiejszego dnia jak i każdego innego zjadłam jogurt oraz 2-3 jabłka. Jednak dzisiaj mama kupiła mi również makrelę (malutka, coś około 200 gram), zjadłam ją około godziny 16. Cholera, to chyba wielki błąd. Ja wręcz czuję, że się rozrastam, że właśnie zalewa mnie tłuszcz. Czuję się taka ciężka i obżarta. Z pewnością odbije się to na wadze. Ja już nie mogę na siebie patrzeć i na te obleśne tłuste zalane tłuszczem cielsko. I jeszcze dopie***alam sobie jakąś pieprzoną rybą. Muszę się ogarnąć, bo do końca życia będę chodzącym wieprzem, z którego wręcz kapie tłuszcz. Muszę się ogarnąć! Bo jak nie dziś to kiedy. Za chwilę zabieram się za ćwiczenia, podwójna dawka. Jakaś kara musi być, chociaż chyba największą karą jest moje odbicie w lustrze. TY OBLEŚNA, OBROŚNIĘTA W TŁUSZCZ ŚWINIO. Grunt to autosugestia. Heh... 

3 grudnia 2013 , Komentarze (3)

Moją dietę zaczęłam z rozmachem, nie myśląc nad tym, że właściwie robię to źle, ot tak ograniczyłam kalorie w dość radykalny sposób, myśląc - im mniej tym lepiej.
Otóż gówno prawda. Teraz beczeć mi się chce, nie mogę jeść nic, co dotychczas jadłam.. Chce mi się zjeść normalnego obiadu, z ziemniakami, z mięsem. Chcę zjeść coś pysznego, w domu normalnie jedzą obiady, zapach roznosi się po całym domu.. A ja płaczę, bo wiem, że nie mogę zjeść. Bo przytyję, bo pieprzony efekt jojo. Świadomość tego, że podczas wypadu ze znajomą nie będę mogła zjeść choćby frytek.. Tylko siedzieć i się patrzeć i przełykać ślinę, ewentualnie przegryzać jabłkiem.. Jabłka, uwierzcie mi, że rzygam jabłkami już, od 4ech miesięcy jem jabłka i jabłka i jabłka i do zesrania jabłka. Jabłka i jogurty. Bleh. Wybaczcie za mój sposób wypowiedzi, ale cóż. Mój pierwszy wpis do pamiętnika, mój pierwszy hejt samej siebie za to, co sobie zrobiłam. A tak na prawdę nie widać żadnej jakiejś dużej zmiany w moim wyglądzie, a to dodatkowo frustruje, że człowiek się ogranicza, odmawia sobie wszystkiego a mimo to wciąż jest tłusty. Mam wrażenie, że ludzie którzy już na mnie spojrzą myślą jedynie - 'Jaki tłusty wieprz, pewnie od rana do wieczora wpier***a'... 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.