Już niedługo nowy rok, więc i wielkie podsumowania, co nie?
Jakoś nie wiem, nie spieszno mi do tego, boję się totalnego rozczarowania, bo z moich założeń wagowych nic nie wynikło, waga nie wskazuje niczego pozytywnego, nie zeszłam poniżej 60 kilogramów. Wciąż jestem ogromnym, spasionym oblechem. Ale cóż podsumowanie trzeba zrobić, postaram się jak najlepiej wykorzystać ostatnie dni. Oczywiście od nowego roku nowe postanowienia, siłownię myślę zacząć odwiedzać, na początek 2-3 razy tygodniowo. Ale to się okaże, jak to będzie z funduszami. Wykreślę może coś jeszcze z menu, ale największym i najważniejszym postanowieniem dla mnie jest polubić wodę, nie byłam w stanie dotychczas, więc muszę się zmusić, w końcu organizm się przyzwyczaja nawet do tych ohydnych dla nas rzeczy. Jakoś ocet jabłkowy, sodę i inne paskudztwa udało mi się zaakceptować, więc wróżę to samo paskudnej wodzie. ~
... I tak w ogóle, cholera brakuje mi wsparcia w kimkolwiek, chciałabym usłyszeć coś w stylu - 'podziwiam cię, sam/sama nie potrafił(a)bym tak wszystkiego sobie odmawiać.' No, ale cóż. Słyszałam jedynie - Zjedz sobie karpia, sernik i tak dalej... Ale zawsze moja odpowiedź brzmiała NIE, w końcu oni za mnie tego, co mi przybędzie nie zrzucą. Czy jestem z siebie zadowolona? W zasadzie to nie, bo bardzo kusiło mnie jedzenie, a powinnam być względem tego obojętna. Jednak wygrałam i nie dałam się pokusie. Zadowolenie więc jest połowiczne.
A kysz kilogramy, nie jesteście u mnie mile widziane! D: